Fundacja Kaczuchy Dziennikarskie

“Nie ma wszech geja, który wam powie, że coś was wyklucza, absolutnie nie…” [ROZMOWA Z KRYSPIN SOBCZAK]

“Nie ma wszech geja, który wam powie, że coś was wyklucza, absolutnie nie…” [ROZMOWA Z KRYSPIN SOBCZAK]

Montażystka kanałów Dominik Bos oraz AwizoTV, a w przeszłości wielu innych jak Lakarmum, Naruciak, Fifty na pol czy HOP. Nieregularnie publikuje treści również na swoich platformach. Nagrała między innymi film ,,Przeczytałam CAŁY HEJT i możesz to obejrzeć” dokumentujący skalę transfobii w internecie. Prywatnie żyje w szczęśliwym lesbijskim związku i spędza dużo czasu na gotowaniu, grzebaniu w gadżetach i kłóceniu się z absolutnie każdą instytucją, która chce ją oszukać (nie raz ze względu na przebytą korektę płci w dokumentach). Jej marzeniem jest nie musieć już mówić o byciu trans i żyć tak jakby to nie miało dla nikogo żadnego znaczenia. Bo nie powinno.

Wywiad jest realizowany w ramach cyklu z okazji Miesiąca Dumy. Miesiąc Dumy, obchodzony w czerwcu, upamiętnia społeczność LGBTQ+ i upamiętnia zamieszki Stonewall z 1969 roku, które były przełomowym momentem w walce o prawa LGBTQ+. W tym miesiącu organizowane są na całym świecie różnorodne wydarzenia, takie jak parady, warsztaty i koncerty, mające na celu promowanie akceptacji, równości i świadomości kwestii związanych z LGBTQ+. Jest to zarówno czas świętowania różnorodności, jak i przypomnienie o trwającej walce o prawa obywatelskie. Miesiąc Dumy to moment na refleksję nad osiągniętym postępem oraz wezwanie do dalszej walki o bardziej inkluzywne społeczeństwo.

Od jakiego czasu identyfikujesz się jako część społeczności LGBTQIAP+? Jak wygląda ta społeczność w Polsce wg. Ciebie?

 

Ja przede wszystkim nie do końca wiem, czy ja się identyfikuję ze społecznością LGBTQIAP+. I to w takim znaczeniu, że kiedy myślimy o tym, to mam wrażenie, że myślimy tak przede wszystkim właśnie o osobach zaangażowanych, o aktywistach, o wszelkich osobach biorących udział w paradach, biorących udział w grupach wsparcia. I że tak powiem, we wszelki sposób o osobach głośnych. Ja myślę, że nie do końca się kwalifikuję, w takim aspekcie, że ja nie wiem, czy ta grupa mnie do końca chce. Często przez różne rzeczy byłam z niej, ujmijmy to, odrzucana i nie do końca moje cechy się zgadzały ze wszystkim co by było ode mnie oczekiwane. 

 

Między innymi, nie bycie “queer enough”. Nie bycie osobą, która właśnie jest na każdej imprezie, interesuje się chociażby voguingiem, chodzi na eventy i ogląda drag race. Wszelkie tego typu rzeczy.

To nigdy nie byłam ja, a mam wrażenie, że to powoduje, że często ludzie są zdziwieni, że: Jak to? Jesteś częścią naszej społeczności i nie kręci cię to? Nie. Nie kręci mnie to. Tak samo jak nie kręcą mnie na przykład kamienie mające moce, tarot, astrologia, bądź wszelkie inne aspekty religijno wierzeniowe popularne wśród queerów, co też często jest uznawane jako taka trochę właśnie zdrada solidarności w społeczności. No bo przecież są to elementy takiego zestawu utożsamionego z typową queerką, z tym jak ma patrzeć na różne aspekty świata, jakie ma mieć zainteresowania i z czym czy też kim ma się utożsamiać. Co swoją drogą jest trochę śmieszne w kontekście krytyki przez środowisko podobnych praktyk chociażby kościoła katolickiego. 

 

Ja taka nie jestem. Ja jestem transpłciową kobietą, lesbijką. I to są te coreowe rzeczy kwalifikujące mnie właśnie jako osobę LGBTQIAP+. Ale nie do końca wiem, czy mnie to kwalifikuje jako członkinię społeczności, zdefiniowanej przeze mnie wcześniej, wedle jej samej, czy może nie jest potrzebne coś jeszcze.

 

Przy czym z drugiej strony też jest taka nieścisła, niegłośna część. To są osoby, których, szczerze mówiąc, na mojej drodze poznałam dużo więcej jako np znajomych znajomych, czy jeszcze jak kiedyś używałam aplikacji randkowych, to osoby stamtąd, które jak się okazuje nie siedzą w tym głęboko. Po prostu są tak jak ja ludźmi, którzy mają, nazwijmy to, przypisaną do siebie którąś z literek, ale to nie jest jakaś duża część ich życia, nie są w to szczególnie zaangażowani, mimo że często np. mają nadal bardzo wyraźne poglądy, mają bardzo wyraźną potrzebę swoich praw i nie raz czują koneksje z innymi queerami..

 

Mam wrażenie, że “tam” jest dużo lepiej. W takim aspekcie, że tam nie ma wymagań odnośnie tego, kim trzeba być i co robić, by móc się w pełni i bez zbędnych komentarzy innych określać osobą queerową, trans, biseksualną, cokolwiek.

 

Choć chcę też jasno to powiedzieć: Nie wszyscy w tej ścisłej społeczności tacy są. Maluję tutaj taki nieco bury obraz bo chcę przekazać, że są to zachowania dużo częstsze niż wiele osób sobie zdaje sprawę, a na pewno częstsze niż przyznaje się do tego sama wspomniana ścisła społeczność i przyjazne jej media. Doświadczyłam tego i ja, i osoby mi bliskie. Jednak w tym wszystkim sama znam cudowne osoby które są bez wątpienia właśnie w tej głośnej i zaangażowanej społeczności i ich też tam jest pełno, robią wielkie rzeczy, o czym zapominać w żadnym przypadku nie można!

 

Wracając do pytania, od jakiego czasu się identyfikuje, to identyfikuje się, tak myślę, od 15 roku życia, wtedy pierwszy raz chciałam iść na Paradę Równości i czułam, że to też moja reprezentacja. Mówię tu o identyfikacji z grupą drugą. Ludziach wśród których jestem i którzy z pewnością w wielu aspektach mnie zrozumieją bardziej, będą solidarni.

 

A ze społecznością taką ścisłą, głośną, to nie wiem, czy się identyfikuję w ogóle.

Odnośnie tego jak wygląda ta społeczność w Polsce, to moim zdaniem jest podzielona na takie dwa obozy. Przy czym to jest tak, że ten głośny obóz znajduje się w środku tego cichego obozu. Jest to podzbiór, po prostu bardziej zagęszczony dający o sobie bardziej znać. Z pewnością bardzo potrzebny, ale nie wolny od wad i oksymoronu selektywnej inkluzywności.

 

Jakie komunikaty w kierunku osób LGBTQIAP+, odbierasz negatywnie i jakich powinniśmy się zastrzegać? Też możesz o swoich doświadczeniach opowiedzieć, jeżeli czujesz się z tym komfortowo.

 

Zaczynając od takich najbardziej oczywistych rzeczy, to może wszelkie wyzwiska, groźby, czy ogólnie rzecz biorąc przemoc, to nie jest dobra rzecz, którą przydałoby się robić w stosunku do kogokolwiek. Tego z pewnością należy unikać :). Do tego też dochodzi wszelkiego rodzaju uogólnianie, że nie wiem, geje to, lesbijki tamto, a osoby trans siamto, a w ogóle to osoby interpłciowe są takie i takie, i odczuwają zawsze to i to. To często są takie rzeczy, które potrafią być czy krzywdzące, czy mylące, czy prowadzące do frustracji. Moim zdaniem, tego z pewnością należy się wystrzegać.

 

Ale to są takie rzeczy ogólne, które raczej każda bardziej rozgarnięta osoba z ksztą emocji i zrozumienia innych wie. Co do takich rzeczy właśnie bardziej konkretnych, to myślę, że są bardzo subiektywne i troszkę nie chcę udawać, że wiem. No bo nie wiem. Sama spotkałam się z wieloma osobami przypisanymi do różnych literek i słyszałam zupełnie inne rzeczy na temat tego co naprawdę kogoś boli, a co kogoś nie obchodzi w ogóle. W tym przypadku to naprawdę kwestia tego, że jak kogoś znacie, to może po prostu warto zapytać, warto słuchać i wiedzieć, co taką osobę rusza, a co nie rusza. Co do całej reszty, to myślę, że tutaj warto po prostu nie być chamem i tak długo, jak się nie będzie chciało po prostu kogoś obrazić, zrobić komuś czegoś przykrego, to będzie wszystko dobrze.

W moim doświadczeniu, zdarza się, że ktoś właśnie, tak nieraz zupełnie przypadkiem rzuci jakimś uogólnieniem albo jakimś założeniem, albo czymkolwiek innym, co może nie jest do końca fajne albo nie jest akuratne. To się nigdy jakoś raczej nie wiązało, w moim przypadku, czy w przypadku innych osób które znam, z czymś przykrym. W sensie to są rzeczy, które po prostu mogę poprawić, np: hej, jak coś, to nie do końca mówi się np. homoseksualizm, tylko homoseksualność, bo ,,izmy” są utożsamiane z chorobami.

I tyle. Tutaj nikt nie ucierpi zwykle. Jeżeli ktoś to powiedział tak naprawdę bez złych intencji i uprzedzeń, to myślę, że poza szczególnymi przypadkami niefortunnego uderzenia w szczególnie triggerujący na skutek traumy punkt, to już trzeba mieć trochę fizia, żeby mieć problem z tym, że nie każdy wszystko wie i nie zawsze ma doskonałe wyczucie. Oczywiście nie zawsze ma się siłę czy ochotę wszystko tłumaczyć i to nie nasz obowiązek, ale to inna kwestia. W każdym razie, chciałabym, żeby osoby, które czują, że może nie wiedzą czegoś do końca, ale mają otwarte, dobre i nie oceniające intencje, nie musiały się bać, że nawet jak coś właśnie troszkę przekręcą, to się wydarzy tragedia. Raczej jest tak, że ktoś je poprawi i tyle.

 

Wspomnę jeszcze, że inaczej bywa w internecie, gdzie tęczowe osoby często są atakowane i już automatycznie wychodzą z pozycji obrony przed atakiem. Tutaj warto po prostu dodać zdanie o tym, że się nie wie czy się napisało w inkluzywny sposób ale intencje ma się dobre. Wtedy wszystko jest jasne. A jak ktoś najedzie na Ciebie mimo to, to można chyba po prostu założyć, że to osoba agresywna, hejter, nie ma co marnować czasu i emocji. Niestety osoby szukające konfliktu na siłę są wszędzie i w każdym temacie.

 

Jakie osoby z Twojego otoczenia czy grupy wsparcia były bądź obecnie są dla Ciebie najważniejsze? 

 

To zdecydowanie była dla mnie taka ,,wybrana rodzina”, moja osoba partnerska, moje przyjaciółki, ale też osoby takie, epizodyczne, bywające w tym życiu tylko przez chwilę, jakiś ktoś po prostu, nawet spotkana na losowym koncercie fajnego inkluzywnego artysty typiara, która potrafi od tak powiedzieć: ,,Ej, super makijaż laska” i pójść dalej. To też jest w porządku. Jednakże zdecydowanie to są ludzie, których ja wybieram, żeby się nimi otaczać i to ma swoją kontynuację, jak właśnie w przypadku osoby partnerskiej czy przyjaciółek. To są osoby faktycznie mi bliskie, które mnie wspierają, którym wiem, że w trudnej sytuacji mogę wszystko powiedzieć, o wszystko poprosić i otrzymać wsparcie. 

Tak samo to mogą być osoby bardziej przelotne czy bywające w życiu okresowo. Najważniejsze moim zdaniem w tym wszystkim jest to, żeby to były przede wszystkim osoby, które wiemy, że nas wspierają, bo wszystko inne nie jest tak naprawdę ważne. 

 

Ja na przykład jestem zdania, że to, czy ktoś mnie wspiera w danej sytuacji jest dużo ważniejsze od tego, czy ta osoba jest ze mną spokrewniona albo czy mamy jakiś inny rodzaj relacji takiej zobowiązującej. To nie zawsze się udaje, badania jasno pokazują, że bardzo duża część młodych, a szczególnie osób LGBTQIAP+, nie znajduje wsparcia w swoich rodzinach czy osobach z bliskiego otoczenia, typu znajomi z klasy, nauczyciele, później współpracownicy i tak dalej.

A osoby, które wybierzemy, zawsze można wybrać takie, żeby właśnie były dobrymi, osobami wspierającymi. 

 

Jakie znaczenie ma dla ciebie reprezentacja osób trans w mediach i w kulturze? 

 

Ja akurat jestem zdania, że wolę brak reprezentacji, niż złą reprezentację, a to niestety często uzyskujemy, a przynajmniej ja często takie rzeczy widzę. Może też przez to, że nie jestem osobą najbardziej wkręconą we wszelkie queerowe show i tak dalej i często to, co widzę, to jest właśnie ta reprezentacja, która ma się przedzierać do takich bardziej mainstreamowych, takich oglądanych przez wszystkich, nie tylko ściśle przez osoby LGBTQIAP+ źródeł przekazu oraz kultury. Tutaj często widzę ten problem, że bycie chociażby trans, to jest tak naprawdę osobowość w całości. Postać w przykładowo serialu jest pisana nie pod to, że ma jakieś rozterki życiowe, taką sytuację, taki problem i przy okazji jest trans, tak jak inni bohaterowie mają jakieś problemy, rozterki życiowe i przy okazji są na przykład cis-hetero-mężczyzną. Tutaj często jest tak, że bycie trans to jest cała osobowość danej osoby i o ile oczywiście dla wielu osób w prawdziwym życiu, w tym dla mnie, bycie trans wiąże się, z dodatkowymi przygodami w życiu i tym, że wiele rzeczy jest przez to uwarunkowane i wydarza się inaczej niż dla innych osób, tak bardzo mam wrażenie, że moje życie nadal w bardzo dużym procencie pokrywa się z życiem innych osób i bycie trans to właśnie nie jest mój główny trait osobowości. 

 

Dlatego chciałabym, żeby ta reprezentacja po prostu była. Chciałabym, żeby dużo częściej ta reprezentacja nie była zrobiona na siłę, chcę żeby była niewymuszona i polegała na tym, że osoby trans są reprezentowane, ale nie zawsze jest tak, że mamy jakiś charakter drugoplanowy i w sumie w życiu tej osoby nie dzieje się nic innego poza tym, że jest trans.

 

No chyba że chcemy zrobić jakieś dzieło o doświadczeniu bycia trans. Wtedy poświęćmy temu dużo uwagi i pokażmy to tak jak jest naprawdę, bez oklepanych skrótów myślowych, stereotypów i godzących w rozum uproszczeń. No i na litość boską, nawet skupiając się stricte na tym, nie zapominajmy o tym, że osobowość jak w każdej innej przygodzie każdego innego człowieka ma ogromną rolę i jest niepomijalna. 

 

Jakie rady dałabyś młodym osobom, które dopiero zaczynają odkrywać swoją tożsamość? 

 

Pomidor? W sensie trochę chcę tutaj uniknąć ultrakrepidarianizmu [zachowanie polegające na wyrażaniu opinii i rad w sprawach pozostających poza obszarem wiedzy danej osoby – przyp. Fundacja Kaczuchy Dziennikarskie], ponieważ moje doświadczenia absolutnie nie będą obiektywne. Nie wiem, czy ktokolwiek ma obiektywne doświadczenia. W moim przypadku na przykład ja sobie zdaję sprawę, że były sytuacje wyjątkowo złe, ale też są elementy tego mojego bycia trans, które są wyjątkowo uprzywilejowane.

 

Wyjątkowo złe z racji na bycie trans było to, że zostałam pobita w miejscu publicznym i to dość mocno, i nikt nie zareagował. Albo właśnie przy coming out’cie zostałam zawieziona na sor psychiatryczny, ponieważ taka się wydawała odpowiednia reakcja. Nie muszę tego rozwijać. To nie każdej osobie trans się wydarzy. Myślę, że duża część osób będzie miała jednak, nawet jeśli złe, to łagodniejsze doświadczenia, choć oczywiście może być i dużo gorzej.

 

Ale z kolei ja sobie zdaję sprawę, że jestem uprzywilejowana w takim względzie, że żyję teraz w Warszawie. Wcześniej żyłam też w nie małym mieście, w Szczecinie, gdzie jest dużo łatwiej. Jestem osobą, której finansowo powodzi się na tyle, że chociażby mogłam pozwolić sobie na operację feminizacji szczęki i jabłka Adama, która bardzo poprawiła mój obraz samej siebie, a umówmy się, to nie są tanie rzeczy i zdecydowanie większości osób trans nie będzie na to stać. To samo z faktem, że mam moją osobę partnerską, moją żonkę, która jest przecudowną osobą i która akceptuje mnie w stu procentach i mam ogromne wsparcie w niej, a zdaję sobie sprawę z tego, że właśnie tak jak sama słyszę między innymi historie znajomych, czy znajomych znajomych, często właśnie nawet osoby partnerskie okazują się nie być tak dobre. Zaczynając od uprzedzeń czy braku wsparcia, po już skrajnie patologiczne i czysto przemocowe przypadki.

 

Tak że jest tutaj wiele, wiele aspektów po prostu, w których może być tak różnie, że nie do końca wiem, co można poradzić komuś w każdej sytuacji, ponieważ może się okazać, że czasami pojawią się problemy na terytoriach, o których w ogóle nawet w życiu nie pomyślałam. A może się okazać, że skupiłabym się też na czymś, co dla danej osoby w ogóle nigdy nie było problemem.

 

Ale jakbym chciała jakoś tak starać się na podstawie właśnie moich doświadczeń, tego, co przewiduję, że może być przydatne, na czym ja się przejechałam, w procesie, jeżeli ktoś oczywiście podejmuje taki proces, tranzycji pod względem hormonalnym, prawnym, który wymaga wizyt u specjalistów, to moją radą byłoby nieufanie specjalistom od początku w takim aspekcie, że jednak często dobrze jest zweryfikować w internecie, czy to, co mówią choć trochę pokrywa się z tym, jaką mamy jako ludzkość aktualną wiedzę na dany temat. 

 

Tutaj bardzo polecam między innymi stronę tranzycja.pl, która mi bardzo uratowała tyłek. Miałam to nieszczęście trafić do psychologa i do seksuolożki, którzy mieli moim zdaniem absolutnie złe intencje. Ja czuję się jakby dosłownie próbowali, korzystając z tego, że byli praktycznie jedyną konfiguracją, którą można było mieć w Szczecinie, oczywiście prywatnie, bo na nfz to zapomnij, żeby chociażby uzyskać hormony i żeby dojść do tranzycji prawnej, wyciągać pieniądze i po prostu opóźniali cały proces, mówili, że potrzebne są niepotrzebne w ogóle badania, zawyżali ilość wizyt, dodawali warunki, które jak się później okazało, właśnie po przeprowadzeniu się do Warszawy, po skorzystaniu z pomocy innych specjalistów, były absolutnie albo wymyślone, albo na podstawie już zupełnie nieaktualnych wytycznych i straciłam na tym bardzo dużo pieniędzy, a co chyba nawet gorsze czasu, ponieważ jak dobrze wiadomo, właśnie w przypadku tranzycji hormonalnej, im wcześniej, tym lepiej i im ciało bardziej się rozwinie bez tej korekty, tym więcej nieodwracalnych, bądź odwracalnych operacyjnie, drogo, nie doskonale i z ryzykiem, zmian zajdzie, co nie? Nie mówiąc już o tym, że jak dostałam hormony, to w takich dawkach, które w przeciągu zaledwie lat rozwaliłyby mi organizm. Dawkowanie, które mi przypisano bazowało na wytycznych starszych ode mnie i dawno przez nowoczesną naukę skorygowanych.

 

To jest moje doświadczenie. Jak się idzie do specjalisty, to nie mówię, oczywiście żeby wszystko kwestionować, nigdy nie ufać i uważać, że każdy chce nas oszukać. Bez przesady, nie ma co szurać. Niedawno trafiłam do endoktrynolożki Anny Torskiej, której na tym etapie myślę, że bym zaufała w każde słowo, ponieważ widzę, że mnie dobrze prowadzi zarówno pod względem zgodności z podstawową wiedzą jaką mam jak i tego, że dobrze się czuję, a moje potrzeby są uwzględniane. Choć właśnie na początku miałam wątpliwości i sprawdzałam nawet takim amatorskim okiem, czy to choć trochę pasuje do tego, jaką aktualnie podają wiedzę takie portale, jak chociażby tranzycja.pl, opierające się na najnowszych pracach naukowych i podające źródła.

 

Ale wracając do meritum to jedyną uniwersalną radą, jaką mogę dać, to własne kreowanie akceptującego otoczenia. To jest to, o czym mówiłam w przypadku dobieranej rodziny, to gdzie się znajdziemy, urodzimy, nie zawsze może sprzyjać, ale zawsze jest jakaś opcja znalezienia osób, przez które będzie po prostu w życiu łatwiej i które będą nas akceptowały. Nawet osoby, które są wykluczone komunikacyjnie, mieszkają w mniejszych miejscowościach i wsiach, gdzie nieraz trudno o akceptację i inne, szczególnie zoutowane osoby LGBTQAIP+ z którymi można się solidaryzować, często mogą to zrobić przez Internet. Jest naprawdę bardzo dużo społeczności, w których ludzie potrafią być najzwyczajniej w świecie fajni, w których można znaleźć konkretne jednostki, które mogą się okazać znajomościami na całe życie, które przede wszystkim pomogą. I tu nie chodzi tylko o pomoc w trudnych momentach, ale w codzienności i współistnieniu.

 

Czy istnieje jakaś kwestia, która jest ważna, ale mało znana lub niezrozumiana przez społeczeństwo w tych obszarach?

 

Zakładam, że tutaj jako ,,społeczeństwo” bardziej myślimy o cis, hetero, mono osobach, ujmując to w ten sposób. Wszystkich innych poza osobami LGBTQIAP+?

 

Spotkałam się na przestrzeni tych wywiadów, o czym nie miałam pojęcia, że transfobia jest też właśnie w środowiskach LGBTQIAP+. I ona nawet może być spora. Potwierdzasz to?

 

Ależ absolutnie, tak. Jest bardzo dużo transfobii, nie tylko jej – jest bardzo duże uprzedzenie do osób pracujących seksualnie, pojawia się bardzo duży podział w sprawie Gazy, rasizm czy seksizm pomimo tego, że według takiego głównego założenia chcemy tolerancji. Tego, by ludzie byli wolni i mieli prawo do godnego i szczęśliwego życia niezależnie od tego kim są.

 

Ja na przykład wiem, że jest pewien taki ruch, który jest dla mnie wręcz kuriozalny, właśnie cis homoseksualnych mężczyzn, którzy cechują się skrajną mizoginią i seksizmem. Uważają, że lesbijki to już w ogóle nie jest to samo i one brudzą miano homoseksualności. Wydawałoby się to tak niepojęte, bo to nawet już nie to, że inna literka, tylko to jest ten sam płaszczyk i parasol pojęć, a tam potrafi być bardzo duży zgrzyt.

 

I oczywiście nie chcę mówić, że każdy gej będzie hejtował lesbijki, absolutnie nie, to jest tylko jakaś skrajna frakcja, ale to istnieje i takie rzeczy się dzieją. Ale odbiegam tutaj od pytania. W każdym razie, jakie są kwestie, które są niezrozumiane przez społeczeństwo w tych obszarach, o których rozmawiałyśmy? 

 

No to, cytując klasyka, siadaj mały ku**iu, opowiem Ci niezłą historię [nawiązanie do znanego mema – przyp. Fundacja Kaczuchy Dziennikarskie] i to będzie długa historia, ponieważ nawet nie wiem, od czego zacząć.

 

Tu jest tak wiele rzeczy, o których można powiedzieć, każdego dnia idzie się z tym spotkać. I może wywinę się ponownie od takiej konkretnej odpowiedzi bo nie chcę się wypowiadać za wszystkich. Taka rada jaką mam dla osób, które czują, że są częścią tego nie tęczowego społeczeństwa, które nie do końca wszystko wiedzą, o społeczności LGBTQIAP+. Jeżeli macie znajomych, właśnie pod jakąkolwiek literką i chcecie się czegoś dowiedzieć, to pytajcie się co ich denerwuje, wku**ia, boli. Mówię o tym, bo w ten sposób dowiecie się dużo, dużo więcej, niż pytając o konkrety z sekretów życia osób transpłciowych, aseksualnych, poliamorycznych etc, ponieważ to jest trudne do wymienienia z miejsca. Jestem pewna, że usłyszycie historie, mówiące między innymi o rodzajach dyskryminacji jakie dzieją się na co dzień, a których nawet sobie nie wyobrażaliście będąc w heteronormie.

 

Wracając sama do siebie z tą radą, mogę opowiedzieć o tym to co mnie ostatnio wku***ło. Była to kwestia tranzycji prawnej, nie w tym aspekcie, o którym wszyscy mówią, czyli o tym, że trzeba pozwać rodziców, mieć opinie specjalistów, że to jest w ogóle załatwiane z jakiegoś powodu przez sąd cywilny, a nie przez urząd itd.

 

Oczywiście to są rzeczy, które też są bardzo denerwujące i o których dużo osób nie zdaje sobie sprawy, ale ja mam do poruszenia jeszcze bardziej zaewaluowane kwestie, które ostatnio szczególnie mi dopiekły, czyli to, co się wydarzyło już po wygranej w sądzie.

 

Okazało się, że kiedy zmieniono mi numer PESEL (co dzieje się prawie tylko przy prawnej korekcji płci więc państwo i wszelkie instytucje nie mają na to zwykle procedur), to tak jakbym przez kwartał nie istniała, ponieważ wszystkie moje stare dokumenty były nieaktualne.

 

Po wygranym procesie, zanim sprawa w ogóle trafi do urzędu stanu cywilnego i zanim zostanie wydany jakikolwiek dokument, to mija tak miesiąc, dwa, czasami trzy i w tym czasie nie ma się tak naprawdę żadnego dokumentu mówiącego o tym, że jest się osobą, która ma prawa, może cokolwiek.

 

W sytuacji, w której zatrzymała by cię policja i to nie tyle, co przez jakieś przewinienia, tylko chcieliby cię wylegitymować od tak, bo wiadomo, w tym kraju to się zdarza szczególnie osobom ,,wyróżniającym się”, to trochę przerąbane, bo nie masz dokumentu, a co za tym idzie nawet dowodu, że masz obywatelstwo i prawo do pobytu w kraju, że nie ma na ciebie listu gończego itd.  A co najlepsze, bo teraz można się wylegitymować po prostu podając PESEL, dopóki urząd stanu cywilnego nie przekaże Ci zmienionych danych poprzez lokalny urząd gminy co jakiś czas zajmuje, nie zna się nawet swojego numeru pesel – po prostu nie istniejesz, nie żyjesz i nie jesteś w stanie niczego zrobić. Całe szczęście to z policją mi się to nie przydarzyło, ale już na przykład uzyskania karty w banku czy realizacji ubezpieczenia zdrowotnego z NFZ mi odmówiono. A wyobraźcie sobie, że ktoś by móc wykonywać swój zawód musi jeździć autem. No to przez nawet 3 miesiące nie masz roboty, bo nie masz ważnego prawka. Przerąbane.

 

Później wcale nie jest lepiej, nawet po uzyskaniu nowych dokumentów. Staram się budować dobrą historię kredytową, ponieważ mam w głowie, że kiedyś, jak każdy Polak-robak, marzy mi się kredyt hipoteczny na mieszkanie. Do tego potrzebna mi jest właśnie dobra historia kredytowa, którą chciałam sprawdzić w BIKu (Biurze Informacji Kredytowej). 

 

Wyszła tutaj śmieszna rzecz, że mimo posiadania nowych dokumentów i dopięcia całego procesu do końca, ja po prostu nie istnieję. Nawet po ręcznym zaaplikowaniu im moich nowych danych okazało się, że moja historia kredytowa nie istnieje, wszystko co wydarzyło się przed zmianą mojego numeru PESEL zostało wykasowane. Jest to o tyle nieprzyjemne, że miałam budowaną dobrą historię kredytową.

 

Gdybym wcześniej się zadłużała, nie spłacała na czas, a teraz bym stwierdziła, że jednak chcę budować dobrą historię kredytową, to nagle okazuje się, że wszystkie moje winy zostały odpuszczone, co jest wprost nielegalne, niezgodne z powodem, dla którego istnieje ta instytucja. Dodatkowo dowiedziałam się później, że jedynym sposobem na przywrócenie tych danych jest udanie się do instytucji, w których miałam zobowiązania finansowe, żeby wysłały do BIKu jeszcze raz kopię moich zobowiązań finansowych.

 

W takiej sytuacji, jeżeli ktoś miał kiedyś długi, mógłby pójść tylko do tych instytucji, w których akurat długów nie miał i nagle beznadziejna historia kredytowa staje się świetna, dlatego, że ta osoba powiązała sobie wyłącznie to, co spłacała na czas. 

 

To są takie niuanse, rzeczy, o których nikt nie myśli. W tym samym wątku, w ogóle przez jakiś czas nawet nie byłam w stanie na tą swoją nową osobowość prawną, bez historii kredytowej, chociażby wziąć karty kredytowej, ponieważ BIK odrzucał wydanie raportu na mój temat, ale nie z tego powodu, że nie mieli moich starych danych tylko dlatego, że moja płeć ich zdaniem nie zgadza się z moim imieniem. Okazuje się, że mają system, który określa czy dane imię jest męskie, czy żeńskie. I jeżeli według ich systemu dane imię nie jest męskie, bądź nie jest żeńskie, to nie wyślą danych i tyle. Absurd. A najlepsze jest to, że to jest objęte tajemnicą. 

 

Generalnie bankier nie może ci powiedzieć, jaki dokładnie błąd dostał od biku.  Ja się dowiedziałam absolutnym przypadkiem i pewnym niezamierzonym naciągnięciem uprawnień, bo pracownik nieświadomie powiedział mi coś, czego nie mógł powiedzieć i podał dokładny błąd zwrotny z BIK. Dopiero dzięki temu ja mogłam rozwiązać swój problem poprzez kolejne tygodnie maili i telefonów, bo oczywiście każdy zaprzeczał, do ostatniej chwili, że coś takiego ma miejsce i dopiero po podaniu konkretnych dowodów i straszeniu rzecznikiem praw obywatelskich oraz rzecznikiem finansów nagle się okazało, że tak, coś takiego jest i programista już dopisuje moje imię bo bazy imion żeńskich.

 

Podobnie na noże poszłam z paroma bankami w których mam konta. Mianowicie, ponownie wedle procedur pracowniczych, objętych tajemnicą bankową, by zmienić PESEL w przypadku korekty płci potrzebny jest oryginał wyroku sądowego bądź rozszerzony akt urodzenia. Nie ma o tym wzmianki w regulaminie czy żadnym innym dostępnym dla klientów dokumencie. Może dlatego, że jest to wymaganie nielegalne, gdyż wedle ustawy o przeciwdziałaniu terroryzmie, do potwierdzenia tożsamości i danych danej osoby wystarczy aktualny wydany przez państwo dokument ze zdjęciem, peselem i numerem seryjnym czyli po prostu dowód osobisty (również mObywatel) czy paszport. W dodatku wyrok i akt urodzenia to dokumenty których jako bank nie mogą wymagać, bo zawierają dane szczególnie chronione wedle RODO, do których pozyskania nie upoważnia ich ustawa o prawie bankowym. Ale oni wiedzą swoje i co im zrobisz. Osób trans jest za mało i są zwykle już zbyt przygniecione tym wszystkim by wszcząć jakikolwiek zagrażający im konflikt czy to medialny czy prawny. A w ogóle w VeloBanku to byłam jeszcze do tego obrażana i publicznie wyśmiewana gdzie doszło do wycieku moich danych szczególnie chronionych, bo kierownik oddziału robił sobie z mojej transpłciowości żarty. 

 

Wszystkie te sprawy są aktualnie u prawnika i zostaną przekazane do odpowiednich instytucji jak wspomnieni rzecznicy. Sama najadłam się stresu i frustracji i wygląda na to, że jeszcze wiele więcej przede mną. 

 

Idąc dalej według prawa, które weszło parę lat temu, po korekcie PESELu nowy paszport jest wydawany nieodpłatnie i na to jest normalnie w ustawie, ale w urzędach tego nie wiedzą. 

 

I kiedy ja wiedząc zawczasu przyszłam do urzędu przygotowana, mając numer ustawy i znając podpunkty, będąc przygotowana ze wszystkimi potrzebnymi dokumentami, pani urzędniczka mi nie wierzyła, że coś takiego jest i że ona mi nie wyda nieodpłatnie dokumentu, bo jej zdaniem jestem inną osobą niż ta której dokumenty posiadam, bo mam inny PESEL, więc to się nie łapie w ustawę o aktualizację danych. Ostatecznie musiałam się targować z kierowniczką urzędu, która po pół godziny mówienia mi, że nie przyjmie, dla świętego spokoju powiedziała, że przyjmie, ale przekaże wniosek do działu prawnego i paszport otrzymam dopiero jeśli oni wydadzą pozytywną opinię. Paszport otrzymałam.

 

Jako osoba, która nie ma żadnego wykształcenia prawniczego, musiałam posiąść dość dużą wiedzę na temat tego jakie mam prawa, jak wyglądają konkretne ustawy i jak  sobie rościć ich realizację, tylko po to aby uzyskać tak podstawową rzecz jaką jest paszport. Nie mówiąc już o tym jak głęboką edukację w tym zakresie musiałam podjąć by po prostu moje konto w banku nadal było moje i by móc mieć zdolność kredytową oraz dostęp do usług finansowych, co też po prostu mi się jak każdej innej obywatelce należy i tu nie powinno być żadnego ale. No ale ,,ale” jest, a za nim miesiące kłótni i wymieniania pism by móc żyć jak człowiek.

 

Także, to jest moja historia o rzeczach, które są mało znane i mogą być niezrozumiałe dla osób które tego nigdy nie doświadczyły. To są rzeczy, o których najbardziej chcę, żeby każdy wiedział. Z pewnością są inne, ważniejsze, ale tak jak powiedziałam wcześniej, akurat to mnie ostatnio wkur***o.

 

Czy jest coś, co nie wybrzmiało, a chciałabyś, żeby zostało powiedziane, a jest dla Ciebie ważne?

 

Cieszę się, że takie otwarte pytanie padło na koniec, ponieważ jest myśl, którą chcę się podzielić. Mam wrażenie, że przez to nie czuję się do końca akceptowana przez taką ścisłą społeczność LGBTQIAP+. Oczywiście, mówię w stu procentach za siebie, ponieważ nie chcę wkładać innym osobom trans słów w usta, bo o ile z mojego doświadczenia wydaje się to logicznym i pełnym myśleniem, to nie dla każdego musi takie być. 

 

Przykładowo ten wywiad jest przeprowadzany z okazji miesiąca dumy i ogólnie cała narracja kreowana przez społeczność LGBTQIAP+ jest powiązana z dumą. Ja, jako ta konkretna literka T, jako osoba transpłciowa, czuję się troszkę nie na miejscu. Gdybym miała streścić czym jest transpłciowość i wskazać pojęcie ją definiujące, byłaby to dysforia. Jest to poczucie niezgodności swojego ciała ze swoją tożsamością płciową, niezgodność tego, jaka wymagana jest od nas ekspresja w stosunku do tego, jak naprawdę się czujemy.

 

Zarówno słownikowo, jak i z doświadczenia dysforia jest po prostu pejoratywna. Jest negatywnym odczuciem, jest czymś niepożądanym i jest czymś, z czym się walczy i myślę, że tutaj akurat chyba każda osoba trans by mi przyznała, że lubi nie odczuwać dysforii i lubi, kiedy ta dysforia maleje, lubi kiedy może na chwilę w ogóle o niej zapomnieć.

 

I fakt, że ta dysforia jest taką rzeczą definiującą transpłciowość która sprawia, że ona w ogóle istnieje, to ja nie do końca utożsamiam się z tym, żebym czuła z tego powodu dumę. To nie jest szlachetne cierpienie, tylko po prostu cierpienie. To kontrowersyjne tak mówić wprost, ale gdybym tylko mogła, to chciałabym być cis kobietą. Gdyby to było tylko możliwe, zrobiłabym wszystko, żeby być cis kobietą, ale to nie jest realne.

 

Jestem trans kobietą, nie da się z tym niczego zrobić i chcę z tym żyć w pokoju, chcę żyć, czując się dobrze ze sobą. Identyfikacja potrafi dawać

bardzo dużo siły również poprzez połączenie się ze społecznością, poznanie innych osób odczuwających to samo i tego absolutnie nie chcę nikomu odbierać. Jednakże nie do końca rozumiem, gdzie w tym wszystkim jest duma. Dla mnie jej nie ma. Nie czuję, że moje cierpienie to powód do szczęścia i wyniosłości.

 

Oczywiście, czuję tę identyfikację, to połączenie i nić porozumienia z innymi osobami trans. Chciałabym być szanowana, mieć normalne prawa. Mimo tego, że mam to, nazwijmy “nieszczęście” bycia trans kobietą, a nie cis kobietą, to chciałabym jednak być szczęśliwą osobą, która żyje najlepiej jak może, ponieważ innych opcji nie ma. Nie ma sensu pogrążać się w czymś, czego nie da się zmienić. Tego życzę każdej osobie trans, żeby doszła do momentu, w którym znajdzie wewnętrzny spokój z tym, że jest jak jest i nie wszystko da się zmienić. 

 

Mam wrażenie, że często w mediach, nazwijmy je lewicowymi, progresywnymi, tymi, które są bardziej po stronie społeczności LGBTQIAP+, mało się o tym mówi. Te media są bardzo skupione na dumie, na pozytywności, a jak już coś negatywnego, to tylko przez ataki z zewnątrz i trochę tam brakuje powiedzenia, że: “To też jest w porządku, jeżeli nie czujesz dumy ze swojego cierpienia, jeżeli chcesz się po prostu czuć dobrze i to nie jest dla ciebie główna rzecz, z którą trzeba wiązać szczęście.”

 

Tutaj ponownie mówię o swoim przypadku, ale mam wrażenie, że jest to rzecz, z którą wiele osób się utożsamia, że przeżycia, które zostały w moim życiu wywołane stricte przez bycie osobą transpłciową, w 99 procentach są negatywne. 

 

To są raczej nieprzyjemne sytuacje. To są problemy z rodziną, to są problemy z osobami na ulicy, to są problemy w urzędzie, to są problemy u lekarza, to są problemy wszędzie. Już nie mówiąc o samopoczuciu wobec własnego ciała, własnego głosu. Nawet czegoś tak trywialnego jak to, że ubrania nie pasują tak jakby się chciało.

 

Nie mówię, że nie da się mieć pozytywnych doświadczeń, które są wywołane głównie przez to, że jest się osobą trans. Natomiast jest ich zdecydowanie mniej, o czym się mało mówi. Generalnie mało się mówi o tego typu tematach w mediach, które są “po lewej stronie”. Nie mówi się często o tym, że wśród społeczności LGBTQIAP+ często występuje transfobia, że często występują wszelkie inne dyskryminacje albo niezrozumienia, albo wręcz uciszanie tego, że jakaś część społeczności może nie czuć się tak, jak się to prezentuje w queerowym spojrzeniu.

 

Nie chcę wychodzić z narracji prześmiewczego “piekła mężczyzn” jakoby wszyscy lewacy byli hipokrytami, bo nie mówią o problemie X czy Y. Nie da się powiedzieć o wszystkim. Niektóre problemy są wyolbrzymione, niektóre nie są. Czasami należy spojrzeć samokrytycznie i zrozumieć, że nie wszystko musi być zawsze kolorowe, szczęśliwe, oparte na dumie, ponieważ rzeczywistość często jest szara, a ludzie często mają problemy, co jest jak najbardziej w porządku.

 

Mogłoby to być bardziej rozpowszechnione i nie w tonie depresyjnym, tylko takim realistycznym, który też często właśnie może mieć te pozytywne zakończenie, że może być lepiej, że są rozwiązania, że jest wsparcie, jest terapia, jest wszystko co pozwala na godne życie, nie bójmy się tego powiedzieć MIMO transpłciowości. Ale te problemy nadal są i masz prawo czuć się z nimi źle i to mój taki przekaz na koniec dla osób, które to czytają, że nie musicie pasować. Jestem osobą ogólnie dość nonkonformistyczną i bardzo nie mam poczucia, że muszę pasować, więc może łatwo mi to mówić, ale naprawdę nie musicie pasować, nawet jeśli ktoś wam powie, że coś jest nie-queerowe albo że coś nie przystoi osobie trans albo nie możecie założyć luźnych dresów, bo to wygląda nie-kobieco. 

 

To, że się czujecie kobieco, męsko, niebinarnie, homoseksualnie, panseksualnie etc, (to nie jest konkretne poczucie, ale wiadomo o co mi chodzi) to jest w was, to nie jest w tym, jak się ubieracie, jak mówicie, co robicie. To jest w was. Niezależnie czy podzielacie czyjeś zdanie, czy nie robicie jakichś rzeczy. Nie ma takiego autorytetu, nie ma wszech geja, który wam powie, że coś was wyklucza, absolutnie nie. 

 

Powiedziawszy to, życzę wam miłego dnia i miłego życia! Hej.

Fundacja Kaczuchy Dziennikarskie funkcjonuje wyłącznie dzięki Waszym darowiznom. Nie otrzymujemy pieniędzy od państwa, a nasza strona jest wolna od reklam. To właśnie zapewnia nam pełną niezależność.

 

Wasza pomoc jest dla nas nieoceniona. Każda wpłata, nawet najmniejsza, pozwala nam dalej realizować nasze cele.

Hej! To też może Cię zainteresować!

W ostatnich dniach media społecznościowe obiegła informacja o obniżeniu cen papierosów jednorazowych w sieci sklepów Żabka. W obliczu nadchodzących zmian w wysokości akcyzy na wyroby tytoniowe, nasuwa się pytanie, skąd takie obniżki?

W ostatnich dniach na platformie TikTok pojawił się film wygenerowany przy użyciu sztucznej inteligencji, który przedstawia nowy budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MSN) w Warszawie, obmalowany graffiti.

🇵🇱 W poniedziałek 11 listopada świętowaliśmy niepodległość razem z mieszkańcami Szczecinka na wydarzeniu „Wspólne Sprawy”!   Projekt miał na celu świętowanie Niepodległości …

Kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych dobiega końca, 5 listopada to ostatnia szansa na oddanie głosu. Jak to z kampaniami i polityką jest - pojawiła się fala dezinformacji, skupmy się na jednej z najnowszych manipulacji.

Wypadki drogowe na polskich drogach to codzienność, a jednym z głównych problemów jest brawurowa jazda z nadmierną prędkością. Wielu kierowców traktuje prędkość jako symbol prestiżu, co przy braku odpowiednich kar prowadzi do tragicznych wypadków. Konieczne są zmiany w prawie i egzekwowaniu przepisów, aby poprawić bezpieczeństwo na drogach.

Aleksandra Stube – psycholożka, psychoedukatorka, działaczka antydyskryminacyjna. Liderka zespołu ds. Wsparcia Psychologicznego oraz koordynatorka projektu Tęczowy Piątek Fundacji GrowSPACE.

Kamila Gulbicka - specjalistka ds. mediów Fundacji Viva!, redaktorka magazynu „Vege”, dziennikarka, politolożka, a w niedługiej przyszłości także dietetyczka, która chce promować diety roślinne w polskim społeczeństwie. Prywatnie mama dwójki czworonożnych adopciaków. W wolnym czasie wędruje z psami po lesie i gotuje w nadmiarze.

Zapraszamy na wyjątkowe spotkanie w formule World Cafe umożliwiające wymianę myśli i wspólną rozmowę mieszkańców Szczecinka.

Maria Januszczyk - wiceprezeska Stowarzyszenia Prawnicy na Rzecz Zwierząt, doktorantka Szkoły Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego w dyscyplinie nauk prawnych.

Nauczyciel to zawód pełen pasji i poświęcenia, który odgrywa kluczową rolę w rozwoju społeczeństwa. Nie tylko przekazują oni wiedzę, ale także kształtują osobowości i wartości młodych ludzi, stając się ich przewodnikami w świecie informacji.