Wypadki drogowe są codziennością na polskich drogach, wszak trudno się dziwić, gdy o wypadek nie jest wcale trudno. Co więcej, wypadki są powszechne wszędzie tam, gdzie odbywa się ruch, nic w tym odkrywczego. Wypadki drogowe mogą być powodowane przez kierowców, jak i również pieszych czy rowerzystów. Czynnik ludzki jest częstym powodem kolizji i zdarzeń drogowych, ale zdarzyć się może sytuacja, gdy to warunki atmosferyczne, stan infrastruktury czy też samego pojazdu będzie mieć pośredni lub bezpośredni wpływ na wystąpienie zagrożenia na drodze.
Nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć, że może zdarzyć się incydent na drodze. Niesprzyjające warunki atmosferyczne takie jak mgła, ciemność czy oślepiające słońce są bezpośrednim zagrożeniem, które ma realny wpływ na osobę kierującą pojazdem, jej percepcję, pole widzenia i zdolność do oceny odległości czy dostrzegania na przykład dzikiej zwierzyny, która kręci się w okolicy drogi lub na samej drodze. Nie każdy z nas jest mechanikiem, ciężko więc uchronić się przed różnymi nieoczekiwanymi usterkami pojazdu, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, a które mogą doprowadzić do tragedii. Bo jak ustrzec się przed wystrzałem opony przy znacznej prędkości? Inni uczestnicy ruchu oraz ich nieoczekiwane i nierzadko nieracjonalne zachowania również nie są zależne od osoby kierującej pojazdem, która to musi myśleć de facto za innych, przewidywać, co mogą zrobić inni uczestnicy ruchu oraz błyskawicznie reagować w razie niebezpieczeństwa. Kierowca nie w każdej sytuacji ma realne szanse na właściwie szybką reakcję, zwłaszcza gdy niedogodności i zagrożenia środowiskowe, techniczne i te wynikające z obecności innych uczestników ruchu nakładają się na siebie w czasie.
Chciałbym jednak podejść do problemu wypadków na polskich drogach od trochę innej strony, gdyż skupię się na jednym, konkretnym czynniku, który wielu osobom imponuje, nierzadko wzbudza respekt i podziw, a w samych kierowcach poczucie dowartościowania – prędkości, wszak stwierdzenie, że Polska to jeden wielki tor wyścigowy jest gorzkim obrazem naszych realiów.
Każdy kierowca czasami łamie przepisy drogowe – ciężko z tym stwierdzeniem dyskutować. Komu nie zdarzyło się nagiąć przepisów, niech pierwszy rzuci kamieniem. Istnieje jednak różnica między przekraczaniem przepisów (co oczywiście również godne jest refleksji i nie powinno mieć miejsca) a drastycznym i szalonym łamaniem prawa drogowego. Jazda z absurdalnie wysokimi prędkościami nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia w przepisach i prawie, jest natomiast oznaką kompletnej ignorancji dla bezpieczeństwa innych uczestników ruchu oraz wskazuje na egoizm podszyty chęcią zaimponowania. Nasuwa się pytanie, cóż tak imponującego jest we wciśnięciu gazu do dechy? Jakie pokłady rozsądku i wyobraźni trzeba mieć, aby nie dostrzegać absurdalnie groźnych konsekwencji takiej jazdy?
No dobrze, ale zastanówmy się, z czego może wynikać taki stan rzeczy – dlaczego kierowcy ignorują przepisy i błędnie traktują drogi jak tory wyścigowe?Tak naprawdę jeden z czynników już opisałem, jest to krótko mówiąc mentalność kierowców, pod wpływem której traktują oni prędkość jako wyznacznik prestiżu czy też o ironio – umiejętności za kółkiem. Z czego może to wynikać? Prawdopodobnie z przekonania, że ograniczenia prędkości są „dla słabszych” więc można je naginać.
Drugim czynnikiem stan rzeczy jest polskie prawo, które cechuje brak odpowiednich kar oraz niewystarczające społeczne przyzwolenie na walkę z tym zjawiskiem.
Tragedie na polskich drogach powinny skłaniać do refleksji i prowadzić do zmian, a przede wszystkim do egzekwowania prawa. W Polsce konieczne są zmiany, które niejako zmusiłyby kierowców do jazdy z przepisową prędkością. Niestety, obecnie żadne takie rozwiązania nie działają skutecznie.
W naszym kraju zbliżanie się do fotoradaru przypomina zbliżanie się do obszaru skażonego radioaktywnie. Fotoradar jest jak reaktor jądrowy – kierowcy zbliżając się, panicznie zwalniają, tylko po to, by po minięciu “skażonego obszaru” móc znów dać gaz w podłogę i łamać przepisy. Realia są takie, że raz na jakiś czas, gdy za rogiem stoi fotoradar, wszystko miga na czerwono, a z telefonu dobiega ostrzeżenie: FOTORADAR – trzeba zwolnić, choćby tylko na chwilkę, aby uchronić się od odpowiedzialności.
Media ochoczo podnoszą temat bezpieczeństwa na polskich drogach dopiero gdy wydarzy się tragedia, a oczy Polaków kierują się właśnie na daną sprawę, ale czy naprawdę musi dochodzić do tragedii aby bić na alarm? I dlaczego w zasadzie nie ma to żadnego przełożenia na bezpieczeństwo polskich dróg?
We wrześniu 2023 roku pod Łodzią, na autostradzie A1, doszło do tragicznego wypadku, w wyniku którego zginęła 3-osobowa rodzina – rodzice oraz ich 5-letni syn. Sprawcą wypadku był kierowca BMW, Sebastian Majtczak, który po przesłuchaniu w charakterze świadka przez prokuratora ze Śląska zbiegł za granicę. Warto podkreślić, że prokurator nie wydał zakazu opuszczania kraju. Obecnie Majtczak od ponad roku przebywa w Dubaju, a władze państwowe nie są w stanie sprowadzić go do kraju, by postawić Majtczaka przed wymiarem sprawiedliwości.
Media swego czasu bardzo ochoczo rozpływały się nad tą sprawą, dyskusja wrzała, a wydawało się, że być może wreszcie zmieni to pogląd ludzi na problem całego zjawiska. Niestety, gdy kurz już opadł, większość zapomniała, media ucichły i standardowo – nic się nie zmieniło. Przykładów innych „medialnych” zdarzeń drogowych jest cała masa, ale ten konkretny pokazuje, jak bardzo nieudolne są władze w kontekście sprawy.
Wracając, w Polsce ekstremalnie szybka jazda wcale nie stanowi dla wielu ludzi, w tym celebrytów skazy na wizerunku – nie jest powodem do wstydu, linczu ani napiętnowania ów zachowania w przestrzeni internetowej, no chyba że ktoś już zamorduje trzyosobową rodzinę i musi chować się za granicą. Niestety przykład Majtczaka jest odzwierciedleniem przytoczonej myśli.
Problem nie zniknie, dopóki ludziom będzie imponowało “dawanie gazu do dechy”, nie zniknie, dopóki nie zajdą zmiany w prawie, nie zostaną wprowadzone takie zmiany, które zmuszą kierowców do przepisowej jazdy.
Jazda z prędkościami wielokrotnie przekraczającymi tą dozwoloną jest oznaka nie tylko brawury i braku wyobraźni, ale jest też poważną oznaką deficytów intelektualnych. Dbajmy o nasze wspólne bezpieczeństwo i nie gódźmy się na taką jazdę -pokazujmy, że nie ma na to przyzwolenia.
Fundacja Kaczuchy Dziennikarskie funkcjonuje wyłącznie dzięki Waszym darowiznom. Nie otrzymujemy pieniędzy od państwa, a nasza strona jest wolna od reklam. To właśnie zapewnia nam pełną niezależność.
Wasza pomoc jest dla nas nieoceniona. Każda wpłata, nawet najmniejsza, pozwala nam dalej realizować nasze cele.
Hej! To też może Cię zainteresować!
W ostatnich dniach media społecznościowe obiegła informacja o obniżeniu cen papierosów jednorazowych w sieci sklepów Żabka. W obliczu nadchodzących zmian w wysokości akcyzy na wyroby tytoniowe, nasuwa się pytanie, skąd takie obniżki?
W ostatnich dniach na platformie TikTok pojawił się film wygenerowany przy użyciu sztucznej inteligencji, który przedstawia nowy budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MSN) w Warszawie, obmalowany graffiti.
🇵🇱 W poniedziałek 11 listopada świętowaliśmy niepodległość razem z mieszkańcami Szczecinka na wydarzeniu „Wspólne Sprawy”! Projekt miał na celu świętowanie Niepodległości …
Kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych dobiega końca, 5 listopada to ostatnia szansa na oddanie głosu. Jak to z kampaniami i polityką jest - pojawiła się fala dezinformacji, skupmy się na jednej z najnowszych manipulacji.
Aleksandra Stube – psycholożka, psychoedukatorka, działaczka antydyskryminacyjna. Liderka zespołu ds. Wsparcia Psychologicznego oraz koordynatorka projektu Tęczowy Piątek Fundacji GrowSPACE.
Kamila Gulbicka - specjalistka ds. mediów Fundacji Viva!, redaktorka magazynu „Vege”, dziennikarka, politolożka, a w niedługiej przyszłości także dietetyczka, która chce promować diety roślinne w polskim społeczeństwie. Prywatnie mama dwójki czworonożnych adopciaków. W wolnym czasie wędruje z psami po lesie i gotuje w nadmiarze.
Zapraszamy na wyjątkowe spotkanie w formule World Cafe umożliwiające wymianę myśli i wspólną rozmowę mieszkańców Szczecinka.
Maria Januszczyk - wiceprezeska Stowarzyszenia Prawnicy na Rzecz Zwierząt, doktorantka Szkoły Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego w dyscyplinie nauk prawnych.
Nauczyciel to zawód pełen pasji i poświęcenia, który odgrywa kluczową rolę w rozwoju społeczeństwa. Nie tylko przekazują oni wiedzę, ale także kształtują osobowości i wartości młodych ludzi, stając się ich przewodnikami w świecie informacji.
Sekson to inicjatywa skoncentrowana na tematyce seksualności i rodzicielstwa osób z niepełnosprawnościami. Jesteśmy częścią Fundacji Avalon, która kompleksowo wspiera tę grupę.